Wstrząsy w Kanadzie o wielkiej sile, tsunami na Hawajach

niedziela, 28 października 2012

Silne trzęsienie ziemi - o sile aż 7,7 st. w skali Richtera - wystąpiło w nocy z soboty na niedzielę czasu polskiego u zachodnich wybrzeży Kanady, jak poinformowały amerykańskie służby sejsmologiczne. Wstrząsy sprawiły, że w Hawaje uderzyło tsunami.Centrum wstrząsów, do których doszło w sobotni wieczór czasu lokalnego, znajdowało się w prowincji Kolumbia Brytyjska, w odległości 198 kilometrów na południowy zachód od miasta Prince Rupert i na głębokości 10 km - podało United States Geological Survey.

Służby kanadyjskie uznały jednak wstrząsy za nieco słabsze i określiły ich siłę na 7,1 st. w skali Richtera. Poinadto poinformowano, że na Wyspach Królowej Charlotty wystąpiły wstrząsy wtórne o magnitudzie 4,6.

Na razie nie ma doniesień o ofiarach czy zniszczeniach.

Odczuwalne m.in. w Prince Rupert

- Wstrząsy odczuwano w dużej części Kolumbii Brytyjskiej, w tym na Wyspach Królowej Charlotty, w Prince Rupert, Quesnel i Houston. Jak na razie nie było doniesień o szkodach - podała agencja Earthquakes Canada. Według świadków, trzęsienia nie odczuwano w Victorii i Vancouver, największych ośrodkach miejskich regionu.

Możliwe małe tsunami
Centrum ostrzegania przed tsunami na Pacyfiku podało, iż nie spodziewa się zagrożenia. Lokalne służby kryzysowe nie wykluczały jednak niewielkiego tsunami i wydały ostrzeżenie dla położonych u wybrzeży regionów Alaski i Kolumbii Brytyjskiej. Ostrzeżenie nad ranem naszego czasu zostało wycofane.

Tsunami na Hawajach

Na Hawajach ogłoszono, że niewykluczone, iż po godz. 22.00 czasu lokalnego do tego amerykańskiego stanu dotrze fala. Tak też się stało. Pierwsze fale nawiedzające Hilo - miasto położone na wschodnim wybrzeżu największej wyspy Hawajów Hawai'i - miały około 76 cm wysokości. Jak zapowiadają jednak miejscowi eksperci, w ciągu następnych 6-7 godzin mogą pojawić się fale sięgające nawet 180 cm.
źródło: TVN Meteo.pl

Boniek prezesem PZPN

piątek, 26 października 2012


Już w drugim głosowaniu PZPN wybrał nowego prezesa. Został nim wybitny polski piłkarz Zbigniew Boniek. Już w drugim głosowaniu dostał 61 głosów i kolejne nie były konieczne.

Anonimowi zaatakują w sobotę? Przeciwko INDECT

piątek, 19 października 2012

Hakerzy identyfikujący się ze środowiskiem Anonymous zapowiadają na sobotę ataki m.in. na strony polskich uczelni zaangażowanych w projekt INDECT. Projekt ma na celu stworzenie systemu wykrywania sytuacji niebezpiecznych np. przy użyciu monitoringu miejskiego.

Jak przekazał Zbigniew Engiel z laboratorium informatyki śledczej Mediarecovery, organizatorzy akcji o kryptonimie - operacja Truman Show - starają się szeroko rozpowszechniać w sieci niektóre informacje o planowanych atakachJednym z takich miejsc jest ogólnodostępne forum. Bardziej zaangażowani internauci kontaktują się z aktywistami np. poprzez IRC (jedna z usług sieciowych umożliwiająca rozmowę na kanałach tematycznych lub prywatną z inną podłączoną aktualnie osobą).

Anonimowi kontra uczelnie
Zgodnie z przekazywanymi informacjami, środowisku Anonymous chodzi m.in. o sprzeciw wobec Europejskiego Projektu Czystego Internetu, projektu INDECT, czy wobec zmian w ustawie o zapobieganiu epidemiom.

INDECT to projekt "Inteligentnego systemu informacyjnego wspierającego obserwację, detekcję i wyszukiwanie na potrzeby bezpieczeństwa obywateli w środowiskach miejskich". Zakłada on stworzenie rodzaju automatycznego monitoringu pozwalającego na wychwytywanie potencjalnie groźnych sytuacji. Prace 17 różnych europejskich instytucji koordynuje Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie; wśród polskich partnerów są Komenda Główna Policji oraz Politechniki Gdańska i Poznańska.- Można sądzić, że celem zapowiadanych ataków mogą stać się np. strony tych uczelni - ocenił Engiel. Jak dodał, mogą to być też instytucje rządowe, np. w związku z planowanymi zmianami w ustawie o zapobieganiu epidemiom, które mają rozszerzyć obowiązek szczepień. Według specjalisty organizatorzy planowanych ataków zalecili aktywistom wykonanie tzw. ataków DDoS, Dox i Defacement.

Masowe ataki


Atak DDoS, czyli Distributed Denial of Service, polega na przeciążeniu atakowanego serwera ogromną liczbą zapytań tak, by nie był w stanie ich obsłużyć i w efekcie zawiesił się lub wyłączył. Do przeprowadzenia takiego ataku używa się zazwyczaj rozproszonej sieci licznych, zainfekowanych wcześniej komputerów, tzw. zombies.

Często też ataki DDoS wywoływane są świadomie przez internautów masowo sprzeciwiających się wprowadzeniu nowego prawa lub bojkotujących działania konkretnej firmy.Do zablokowania konkretnej strony wystarczy nierzadko np. apel w jednym z popularnych serwisów społeczościowych lub udostępnienie w sieci małego programu, który po zainstalowaniu automatycznie będzie wysyłał zapytania do serwera. Aby uczestniczyć w takim ataku, nie trzeba więc ani zaawansowanego sprzętu, ani umiejętności informatycznych.

Uaktualnienia pomogą uchronić się przed atakami

O ile odparcie ataku DDoS jest trudne, przede wszystkim ze względu na niemożliwą do przewidzenia liczbą uczestniczących w nim komputerów, zaatakowany może dbać o bezpieczeństwo swoich danych. Kluczowa jest tu zasada, aby na serwerze obsługującym stronę internetową znajdowały się tylko informacje, które mogą być ujawnione publicznie. Wszystkie dane wewnętrzne powinny znajdować się w innym miejscu - dzięki temu atak na serwer www nie paraliżuje pracy instytucji.

Prócz tego ważne są częste uaktualnienia oprogramowania - zmniejsza to prawdopodobieństwo wykorzystania przez hakerów wykrytych już w starszych wersjach luk. Często wykonywana kopia bezpieczeństwa pozwala natomiast na szybkie przywrócenie działania serwisu internetowego po ewentualnym ataku.
źródło: TVN24.pl

OLT Express Germany sprzedane za 1 euro. Chwilę przed upadkiem Amber Gold

poniedziałek, 15 października 2012

Największa afera finansowa ostatnich lat ma kolejny wątek. Tym razem jest to tejemnicza transakcja. "Fakty" TVN dotarły do dokumentów sprzedaży przez Amber Gold niemieckiego oddziału linii lotniczych OLT. Okazuje się, że samą firmę oraz należące do niej cztery samoloty sprzedano za 1 euro. Transakcja miała miejsce dwa miesiące przed upadkiem Amber Gold.
Każdego dnia na warszawskim lotnisku im. Fryderyka Chopina ląduje samolot ze znakiem OLT Express. Między Zurychem a Warszawą pasażerów wozi OLT Express Germany - jedyna linia lotnicza, która pozostała z upadłego imperium.

Szybka sprzedażJedynym właścicielem zarówno OLT, jak i OLT Germany była firma Amber Gold. Jednak niemiecka linia lotnicza wciąż ma się dobrze, bo dwa miesiące temu - tuż przed upadkiem Amber Gold i polskich OLT - Marcin P. sprzedał niemiecką linię holenderskiej spółce lotniczej.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie suma transakcji. "Fakty" TVN dotarły do umowy, z której wynika, że OLT Germany sprzedano za 1 euro.

O dziwnej transakcji nie chce rozmawiać Jarosław Frankowski - były dyrektor OLT i twarz linii lotniczych. Nie chce ani potwierdzić sumy sprzedaży, ani jej powodów. - Ja jestem ciągle zobowiązany do zachowania poufności - deklaruje Frankowski.

Okazja

Eksperci przypuszczają, że Marcin P. pozbył się OLT Germany, bo po ewentualnym bankructwie nie chciał mieć na głowie niemieckich prokuratorów. - Bardzo wiele tytułów dotyczy płatności zagranicznych. Myślę więc, że linia lotnicza jest dobrym sposobem na wyprowadzenie pieniędzy - tłumaczy Marek Serafiński z portalu Polski Rynek Transportu Lotniczego
O transakcji wiedział syndyk Amber Gold. Nie miał jednak dokumentów umowy. Sprawę sprzedaży OLT Germany bada prokuratura. Szacunkowa wartość niemieckich samolotów, sprzedanych za 1 euro, to dziś 25 mln zł.

źródło: TVN24.pl


Opadał 4 minuty i 22 sekundy. Pobił trzy rekordy świata

niedziela, 14 października 2012

Felix Baumgartner wzniósł się balonem na wysokość powyżej 39 km, ustanawiając rekord najwyższego załogowego lotu balonem. O ok. 8 km pobił też rekord skoku ze spadochronem z największej wysokości. Szczęśliwie wylądował na wschodzie stanu Nowy Meksyk w USA.Felix Baumgartner opadał przez 4 minuty i 22 sekundy. Nie udało mu się więc pobić rekordu w swobodnym spadaniu, który wynosił i nadal wynosi 4 minuty i 36 sekund. Felix wzniósł się na wysokość 39 kilometrów, pierwotnie planowano, że ta wysokość będzie wynosić 36,5 kilometra. Pobił on poprzedni rekord w wysokości skoku o 8 kilometrów.Oprócz tego udało mu się ustanowić rekord prędkości spadania. Roswell nieoficjalnie informuje, że Felixowi udało się przekroczyć prędkość dźwięku.
- To było coś niesamowitego. Był niepokojący moment, kiedy zaczął się obracać - powiedział Mirosław Hermaszewski na antenie TVN24.
Czy jako pierwszy człowiek na pewno pokonał barierę dźwięku podczas spadku swobodnego, okaże się później, po dokładnej analizie danych.
Podczas lotu balonem Baumgartner zasygnalizował ekipie naziemnej, że "jest mu za zimno", kiedy zaś spadał, że "zaparował mu hełm".
Balon rozpoczął lot ok. 17.30 czasu polskiego (ok. 9.30 czasu lokalnego). Start, który nastąpił w Roswell w Nowym Meksyku, zaplanowano początkowo na godz. 14, ale kilkakrotnie go przesuwano ze względu na zbyt silny wiatr.
Wznoszenie trwało ponad dwie i pół godziny. Kiedy balon osiągnął planowaną wysokość, ekipa naziemna rozpoczęła procedurę przygotowującą Baumgartnera do skoku ze stratosfery. Bezpośrednio skoczek rozmawiał z poprzednim rekordzistą Josephem Kittingerem, który przeprowadził go przez listę kontrolną zawierająca około 40 punktów.
Ostatnim z nich było otwarcie się drzwi kapsuły i wyjście skoczka na jej próg. Po 4 minutach i 22 sekundach spadku swobodnego Baumgartner otworzył spadochron. Śmiałek wylądował szczęśliwie po ok. 10 minutach lotu.
Baumgartner pobił rekord wysokości załogowego lotu balonem, ustanowiony w 1961 r. przez Victora Prathera i Malcoma Rossa, którzy wznieśli się na wysokość 34 668 metrów.
Austriak ustanowił również rekord skoku ze spadochronem z największej wysokości ustanowiony w 1960 roku przez Kittingera, który skoczył z wysokości 31 333 metrów. Kittinger od początku uczestniczył w projekcie Red Bull Stratos jako mentor austriackiego skoczka.

źródło: Onet.pl

Zmiana pola magnetycznego Ziemi - to dzieje się na naszych oczach

piątek, 12 października 2012

Ziemskie pole magnetyczne zaczyna szaleć. Od jakiegoś czasu słabnie i przemieszcza się. Naukowcy ustalili, że nastąpi zmiana biegunów Ziemi, jednak nie dokona się ona poprzez odwrócenie magnetyczne północy z południem, jak dotychczas przypuszczano.
Pole magnetyczne jest jednym z czynników umożliwiający życie na naszej planecie. Stanowi ono tarczę, która chroni przed promieniowaniem słonecznym. Dzięki niemu Ziemia nie stała się wielką pustynią.

Pole magnetyczne Ziemi na przestrzeni dziejów już się zmieniało, nie jest to zatem obce zjawisko. Według danych geologicznych działo się tak co 250 tys. lat. Zastanawiający może być jednak fakt, że ostatnia zmiana pola miała miejsce 800 tys. lat temu, zatem proces ten opóźnia się. Conall Mac Niocaill z Uniwersytetu w Oksfordzie twierdzi, że proces zmiany biegunów jest coraz bliższy. Jak podaje, siła pola magnetycznego zmniejszyła się o 10% w ciągu ostatnich 150 lat, a magnetyczna północ przesunęła się o 1500 km.Naukowcom trudno przewidzieć, jakie konsekwencje tej zmiany mogą nastąpić dla naszej planety. Wiadomo, że w przypadku zaniku pola magnetycznego wiatr słoneczny pozbawia planetę atmosfery, co powoduje wzrost działania szkodliwego promieniowania kosmicznego. Taka sytuacja miała miejsce 3,5 - 4 mld lat temu na Marsie, gdzie najprawdopodobniej wtedy wyginęły wszystkie formy organizmów żywych lub przeniknęły w głąb gleby.
Co prawda na Ziemi pole magnetyczne zawsze się odnawiało, więc zagłada prawdopodobnie nam nie grozi. Jednak nawet jego przesunięcie i osłabienie również nie jest obojętne dla mieszkańców naszej planety. Może ono spowodować problemy z pracą satelit oraz w przemyśle naftowym, który przy wydobyciu korzysta przede wszystkim z odczytu pola magnetycznego. Zmiany te utrudniają także migracje zwierząt, które wykorzystują pole magnetyczne do nawigacji podczas przemieszczania się.

Aby bliżej przyjrzeć się zmianom pola magnetycznego, Europejska Agencja Kosmiczna stworzyła projekt Swarm, w ramach którego na orbitę polarną zostaną wysłane trzy satelity, by rejestrowały zmiany pola magnetycznego oraz badały wpływ Słońca.

Według specjalistów, wyniki już przeprowadzonych badań przedefiniowały wiedzę na temat zmiany biegunów. Naukowcy doszli do takich wniosków poprzez obserwacje lawy, w której atomy skał bogate w żelazo układają się pod wpływem pola magnetycznego. Na podstawie tego układu można odczytać geologiczną pamięć ziemskiego pola magnetycznego. Obecnie wyniki z tych odczytów wskazują, że inaczej wygląda ona w różnych miejscach, co może świadczyć o tym, ze zmiana biegunów może przebiegać w sposób losowy i chaotyczny. Przez to zamiast dwóch silnych biegunów może powstać mnóstwo słabszych, rozłożonych na całej planecie. Według naukowców magnetyczny chaos może nastąpić już za 500 lat.

Czy Waszym zdaniem przemieszczanie się ziemskiego pola magnetycznego może mieć naprawdę tak silny wpływ na naszą planetę?

źródło: Onet.pl

Gorączka Zachodniego Nilu zabija w USA. Nie żyje już 168 osób

czwartek, 11 października 2012

Gorączka Zachodniego Nilu zabiła już 168 Amerykanów. Do szpitala z objawami podobnymi do grypy ciągle zgłaszają się nowi pacjenci. Wirus najbardziej daje się we znaki w Teksasie.Tegoroczna Gorączka Zachodniego Nilu osiągnęła w środę status drugiej najcięższej w historii (w Stanach Zjednoczonych pierwszy raz pojawiła się w 1999 r.). Od stycznia zanotowano już 4 249 zachorowań, tylko 280 w ostatnim tygodniu. Co gorsza, liczba zgonów wywołanych tym wirusem wzrosła z 5 do 168 w ostatnich siedmiu dniach.

Objawy
Nosicielami choroby są ptaki. Wirus przenoszony jest od nich na człowieka przez komary. Infekcja na ogół przebiega bezobjawowo lub ma łagodne objawy. Jeśli jednak wirus trafi na organizm z osłabionym systemem immunologicznym, zaczynają się problemy.

Chory po dwóch, a maksymalnie 15 dniach od zakażenia, zaczyna uskarżać się na bóle głowy i mięśni (objawy podobne do grypowych), czasami drobną wysypkę lub powiększenie węzłów chłonnych.

W cięższych przypadkach objawy są nasilone i przebiegają gwałtownie. Mogą wystąpić nudności, wymioty, trudności w połykaniu, słabnięcie mięsni, zaburzenia koordynacji czy świadomości. W skrajnych przypadkach może dochodzić do zapalenia opon mózgowych i śmierci.

Tempo zachorowalności na szczęście spada. Nasilenie lekarze zaobserwowali latem.

Miejsce występowania

70 procent zachorowań przypada na osiem stanów: Teksas, Missisipi, Michigan, Południowa Dakota, Luizjana, Oklahoma, Illinois i Kalifornia. Najwięcej chorych notowanych jest w Teksasie: 40 proc. Z kolei najwięcej przypadków śmiertelnych wydarzyło się w Dallas - 33.
źródło:TVN Meteo.pl

"Zatrzęsło budynkami". Seria wybuchów w Gliwicach

środa, 10 października 2012

"Około godziny 17:00 poczuliśmy bardzo silny wstrząs budynku oraz ogromny huk. Wstrząs był tak duży, że z okien na klatce pospadały doniczki" - napisał do nas internauta z Gliwic. Jak informują służby, doszło do wybuchu butli z gazem. Ewakuowano pobliskich mieszkańców, część autostrady A1 jest zablokowana.Po godzinie 17 strażacy otrzymali zgłoszenie o wybuchu butli z gazem przy ul. Cmentarnej w Gliwicach. Na miejscu jest 12 jednostek straży pożarnej. Wybuch był odczuwalny także w Zabrzu, o czym świadczą liczne maile, jakie dostajemy na skrzynkę Kontaktu 24.

Zablokowana autostrada
Jak poinformował Jarosław Wojtasik z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej, Pożarem objętych jest 200 butli, które były składowane w hali poprodukcyjnej. Ewakuowano pobliskich mieszkańców.

Część autostrady A1 od węzła Sośnica do węzła Maciejów jest zablokowana - informuje Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Ruch kierowany jest przez Gliwice i Zabrze, utrudnienia potrwają przynajmniej godzinę.

Teren zabezpieczają policjanci. Na razie nie ma informacji o tym, by ktokolwiek zginął lub ucierpiał" – powiedział Marek Słomski z Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach.
źródło: Kontakt24.pl

Bakterie zmieniły toksyny w złoto. "To alchemia bakteryjna"

niedziela, 7 października 2012

Przez wieki jednym z głównych celów alchemików była zamiana metalu nieszlachetnego w cenny kruszec - złoto. Coś podobnego udało się współczesnym naukowcom z Michigan State University przy wykorzystaniu... bakterii. Odkryli oni, że pewien szczep wyjątkowo odpornych mikroorganizmów może zmienić w 24-karatowe złoto toksyczne substancje występujące w naturze.Kazem Kashefi, profesor mikrobiologii i genetyki molekularnej na MSU i jego kolega, profesor Adam Brown uzyskali cenny kruszec przy pomocy odpornych na metal bakterii Cupriavidus metallidurans. O tym szczepie można powiedzieć, że ma "wytrzymałość Supermana" na działanie toksycznych substancji.
Zaskakujące ekstremofile
Cupriavidus metallidurans należą do ekstremofilów - mikroorganizmów, które są w stanie przetrwać i rozwijać się w ekstremalnych fizycznie i/lub chemicznie warunkach, zabójczych dla większości organizmów na naszej planecie. Uważa się, że ekstremofile ze względu na ich unikalne zdolności metabolizowania substancji toksycznych - jak chlorek uranu, arsenu i złota - są kluczem do zrozumienia, jak mogło powstać życie na Ziemi.Jak zauważyło czasopismo "Medical Daily", bakteriami o niesamowitych właściwościach zajmowano się już w przeszłości, ale głównie w związku z badaniem ekologicznych skutków stosowania metali ciężkich takich jak rtęć, kadm, ołów i chrom. Teraz jednak okazało się, że przy ich pomocy można osiągnąć coś, do czego przez wieki dążyli alchemicy - zmienić substancję bez wartości w złoto.
Nowa alchemia: z wykorzytaniem bakterii
Proces jego wytwarzania badacze przeprowadzają w specjalnie przystosowanym alchemicznym bioreaktorze. Panujący w nim skrajnie minimalny ekosystem zmusza bakterie do metabolizowania silnie toksycznego chlorku złota (AuCl3), dzięki czemu zamieniają rozpuszczalne złoto na użytkowy 24-karatowy kruszec.
- To alchemia bakteryjna - przekształcenie czegoś, co nie ma wartości w czysty, cenny metal szlachetny - powiedział Kashefi.Jego kolega Adam Brown we wpisie na swoim blogu, poświęconym odkryciu, zauważa, że ziemskie jeziora i oceany zawierają ogromne ilości złota - ale w rozcieńczonej postaci. Ze względu na to jest ono praktycznie bezużyteczne dla ludzi. Według naukowca istnieją przekonujące dowody sugerujące, że wiele z ziemskich złóż stałego złota nie powstało w wyniku oddziaływania ciepła, ciśnienia i procesów geochemicznych, ale zostały one stworzone przez mikroorganizmy.
Na pograniczu nauki i sztuki
Profesorowie pokazali swoje odkrycie szerszej publiczności w formie instalacji artystycznej o nazwie "The Great Work of the Metal Lover", która została nagrodzona wyróżnienie na tegorocznej Prix Ars Electronica.
Zaprezentowali przenośne laboratorium ze szklanym bioreaktorem zawierającym bakterie i chlorek złota. Publicznośc mogła obserwować, jak z toksycznej substancji powstają grudki złota. Proces trwał około tygodnia.
Oprócz tego w instalacji znalazła się seria powiększonych zdjęć wykonanych mikroskopem elektronowym. Posługując się techniką złotniczą, Adam Brown pokrył płatkami otrzymanego w bioreaktorze złota te miejsca na zdjęciu, na których podczas przemiany pojawiły się samorodki..
- To jest neoalchemia. Każdy element, każdy szczegół projektu jest skrzyżowaniem nowoczesnej mikrobiologii i alchemii - podsumował Adam Brown.
źródło: TVN Meteo.pl

PiS wyprzedziło PO. 39 proc. poparcia

sobota, 6 października 2012


Prawo i Sprawiedliwości wyprzedziło Platformę Obywatelską - wynika z najnowszego sondażu TNS Polska dla programu "Forum" TVP Info. PiS może liczyć na 39 proc. poparcia, PO - na 33 proc.

31 proc. badanych nie było zdecydowanych, na którą partię oddać głos a 21 proc. w ogóle nie chce brać udziału w wyborach.
Trzecie miejsce w sondażu zajęło SLD, które może liczyć na 9 proc. głosów. Na granicy progu wyborczego są Ruch Palikota i PSL, które dostały po 5 proc. poparcia.
Wzrost dla PiS
Sondaż przeprowadzono telefonicznie w dniach 3-5 października 2012 r. na grupie 1000 dorosłych Polaków.
W poprzednim sondażu TNS Polska z 13 września PO cieszyło się 28 - proc. poparcia, a PiS- 26 proc. Do Sejmu weszłyby też: SLD (7 proc.), Ruch Palikota (5 proc.) i PSL (5 proc.). Według tego sondażu, jeżeli w badaniu uwzględniło się tylko wyborców, którzy wiedzą, na którą partię by zagłosowali, PO popierana była przez 37 proc. ankietowanych, PiS - 34 proc., SLD - 10 proc., RP - 7 proc., PSL - 6 proc., SP - 3 proc., Nowa Prawica - 2 proc., PJN - 1 proc.
źródło: TVN24.pl

W Warszawie zapadła się ziemia, zebrał się sztab kryzysowy

piątek, 5 października 2012

- Odbyło się posiedzenie zespołu zarządzania kryzysowego i będziemy podejmować decyzję. Przewidujemy, że do ok. godz. 15 wszystkie ulice zostaną otwarte. Co do tramwajów nie chciałbym się wypowiadać - powiedział wiceprezydent Warszawy Jacek Wojciechowicz.
- Od razu podjęto działania prewencyjne, zamknięto ulicę Marszałkowską, a także podjęto decyzję o ewakuacji dwóch budynków. Dla ewakuowanych mieszkańców zabezpieczono miejsca. Podjęto również od razu działania zabezpieczające sam plac budowy, a także decyzję o uzupełnieniu ubytku, jaki powstał w okolicy tych budynków. Te działania się zakończyły - powiedział Wojciechowicz.

- Dzisiaj przewidujemy, że mieszkańcy nie będą mogli wrócić do budynku mieszkalnego. Zrobimy jednak wszystko, aby stało sie to jak najszybciej. Będą oni mogli wejść do swoich mieszkań w asyście policji i straży miejskiej. Cały czas monitorujemy zachowanie budynku, a także jego stan - dodał wiceprezydent.Do awarii doszło ok. godz. 6 rano. Ewakuowano około 100 osób z dwóch siedmiopiętrowych budynkówprzy ul. Szkolnej, znajdujących się w pobliżu ul. Marszałkowskiej i ul. Świętokrzyskiej. Ziemia osunęła się prawdopodobnie wskutek awarii wodociągów lub wycieku znajdującej się pod ziemią wody. Po godz. 9 zamknięto także pobliską szkołę.

Osuwisko, które powstało w piątek rano w okolicy budowy drugiej linii metra, nie stanowi zagrożenia dla działania pierwszej linii metra. Trwa zabezpieczanie fundamentów okolicznych budynków; nie ma też zagrożenia wybuchu gazu - poinformował rzecznik wykonawcy.

Jak powiedział Mateusz Witczyński - rzecznik prasowy konsorcjum budującego drugą linię metra - nie ma zagrożenia dla działania pierwszej linii metra.

- Przyczyną osunięcia się ziemi ma budowie metra był nieszczelny wodociąg. Na razie nie są znane przyczyny rozszczelnienia wodociągu - powiedział Witczyński.

Podkreślił, że to, czy prace na budowie metra mogły doprowadzić do przerwania wodociągu i spowodować osuwisko, będzie wyjaśniane m.in. przez ekspertów wykonawcy. - Na razie nie wiadomo, jakie były tego przyczyny. Wodociąg jest już zamknięty. Zamknęliśmy go w momencie, gdy stwierdziliśmy, że podmywa instalacje tamtędy płynące - powiedział.

Zapewnił, że w tym momencie nie ma zagrożenia wycieku np. gazu - gdyż instalacje gazowe też zostały zamknięte.
źródło: Onet.pl

Wygląda jak żywa lalka!

czwartek, 4 października 2012

To nie jest fotomontaż. 19-letnia Anastasiya Shpagina naprawdę wygląda jak żywa lalka.
Ta młoda Ukrainka stała się w ostatnim czasie gwiazdą internetu. Wszystko za sprawą jej niecodziennego wyglądu. Anastasiaya przypomina postać z uwielbianych przez nią filmów anime. Upodobnienie się do słodkiej lolitki było jej największym życiowym celem.

Anastasiaya ma długie, czerwone włosy, niezwykle bladą cerę, wąski nos i drobne usta. Ale to, co najbardziej przykuwa uwagę w jej wyglądzie, to jej ogromne oczy. Aby osiągnąc efekt "oczu z anime", dziewczyna stosuje specjalne soczewki, które optycznie powiększają tęczówkę. Reszta triku polega na wykonaniu perfekcyjnego makijażu. Anastasiaya maluje się niemal dwie godziny każdego dnia - sam makijaż oczu, w tym doklejenie ekstremalnie długich, sztucznych rzęs, zajmuje jej godzinę.Wizerunek Ukrainki dopełniają jej stroje. Najczęściej utrzymane są w klimacie szkolnych mundurków, które znamy chociażby z popularnej "Czarodziejki z Księżyca".

Nastolatka utrzymuje, że do tej pory nie przeszła żadnych operacji plastycznych, ale chciałaby w przyszłości poddać się zabiegowi, który na stałe powiększyłby jej oczy.

Socjologowie biją jednak na alarm. Dziewczyna cieszy się coraz szerszym gronem wielbicieli, co może przynieść niebezpieczną modę na wygląd w stylu anime. Najbardziej niepokojące wcale nie jest to, jak wygląda twarz nastolatki, o wiele poważniejszym problemem jest jej waga. Aby utrzymać filigranową posturę, Anastasiaya przeszła na ekstremalna dietę. Przy wzroście 158 cm waży zaledwie 38 kg, co jest niebezpieczne dla jej zdrowia. Oby nie znalazła dużej rzeczy naśladowców.
źródło: onet.wiedza

Alarmujący raport. Setki "problemów" w elektrowniach atomowych w UE

środa, 3 października 2012

Praktycznie wszystkie europejskie elektrownie atomowe wymagają ulepszenia systemów bezpieczeństwa - wynika z raportu zamówionego przez Komisję Europejską po katastrofie w Fukushimie. Obecnie są znane jedynie fragmenty dokumentu, cały ma zostać opublikowany w czwartek.

Raport jest podsumowaniem rozległych kontroli bezpieczeństwa w 143 elektrowniach atomowych w granicach państw UE. Prowadzono je przez ponad rok po katastrofie w siłowni w japońskiej Fukushimie wiosną 2011 roku.

Braki w zabezpieczeniach

Tragedia w japońskiej elektrowni była w znacznej mierze spowodowana tym, że trzęsienie ziemi i tsunami odcięło chłodzenie od reaktorów, które następnie przegrzały się. W europejskich elektrowniach kolejno symulowano podobną sytuację, czyli wyłączenie normalnego systemu chłodzenia i przejście na awaryjne układy. Sprawdzano też różne inne systemy niezbędne w wypadku awarii.

- Wyniki testów obciążeniowych wykazują, że praktycznie wszystkie siłownie wymagają poprawy systemów bezpieczeństwa - napisano według BBC w dokumencie. - Po awariach w elektrowniach Three Mile Island i Czarnobylu kraje wspólnoty zgodziły się na wprowadzenie nadzwyczajnych dodatkowych zabezpieczeń. Nasze testy wykazały, że nawet teraz, kilka dekad później, nie wszędzie wprowadzono jednak uzgodnione ulepszenia - dodano.W przypadku czterech reaktorów na terenie dwóch państw, których nazw nie podano, sytuacja jest wyjątkowo zła. W wypadku awarii głównych systemów chłodzenia, obsługa elektrowni miałaby mniej niż 60 minut na uruchomienie systemów zapasowych, zanim reaktory przegrzałyby się.


Niepokojące jest też to, że 47 elektrowni ze 111 reaktorami na terenie UE jest położone blisko skupisk ludzkich i w promieniu 30 kilometrów od każdej z nich mieszka ponad 100 tysięcy ludzi.

Jak podaje BBC, według autorów raportu usunięcie wszystkich znalezionych problemów wymagałoby zainwestowania około 25 miliardów euro.
źródło: TVN24.pl

Partia Saakaszwilego twierdzi, że wygrała. Opozycja też

poniedziałek, 1 października 2012

Opozycyjna koalicja Gruzińskie Marzenie zdobyła 51 proc. głosów z list partyjnych, rządząca partia Micheila Saakaszwilego ma 41 proc. - wynika z sondażu exit poll telewizji Imedi i Rustavi 2. Ale rządząca partia prezydenta, Zjednoczony Ruch Narodowy, twierdzi, że zdobyła znaczącą większość miejsc w okręgach jednomandatowych. Opozycja pod wodzą Bidziny Iwaniszwilego twierdzi coś zupełnie odwrotnego.

Według gruzińskiej ordynacji wyborczej 77 parlamentarzystów wybieranych jest z partyjnych list ogólnokrajowych, 73 w jednomandatowych okręgach wyborczych.

Sondaże exit poll

Exit poll telewizji Imedi TV i Rustavi 2, dający opozycji Bidziny Iwaniszwilego 51 proc. głosów z list partyjnych a rządzącej partii Micheila Saakaszwilego 41 proc., bazuje na danych zebranych do godz. 16 czasu lokalnego (godz. 14 czasu polskiego).

Z kolei według telewizji państwowej opozycja prowadzi w wyborach na listy krajowe z wynikiem 35 proc. 32 proc. zagłosowało według niej na Zjednoczony Ruch Narodowy, ale aż 32 proc. pytanych odmówiło odpowiedzi. Te dane z kolei zebrano do godz. 17.30 czasu lokalnego.

Jeszcze inny exit poll przeprowadzony dla Maestro TV dał Gruzińskiemu Marzeniu 63 proc.m a ZRN tylko 27 proc. Przeprowadzająca sondaż firma jednak w czasie kampanii udzielała wsparcia i konsultacji partii Bidzina Iwaniszwilego.

ZRN: Wygraliśmy

ZRN Saakaszwilego stwierdził już, że, choć przegrało na liście krajowej, w okręgach jednomandatowych zdobył co najmniej 53 z 73 miejsc i utrzyma większość w parlamencie. Iwaniszwili już skontrował te oświadczenie oznajmiając, że jego Gruzińskie Marzenie zdobyło co najmniej 100 miejsc w 150-osobowym parlamence.

- Wygraliśmy! Gruziński naród wygrał - mówił Iwaniszwili w wystąpieniu transmitowanym przez opozycyjną telewizję TV9. - Chcę podziękować Gruzinom - powiedział opozycjonista zwracając się do tysięcy swych zwolenników zgromadzonych na placu Wolności w centrum Tbilisi.

Kiedy oficjalne wyniki?

Na oficjalne wyniki Centralnej Komisji Wyborczej trzeba jeszcze będzie poczekać. Pierwszą konferencję prasową CKW zapowiedziało na godz. 3 w nocy czasu lokalnego (godz. 1 czasu polskiego).

Na razie CKW ograniczyła się do danych o frekwencji. Na pięć godzin przed zamknięciem lokali wyborczych (o godz. 15 czasu lokalnego) do urn głosy wrzuciło 44,99 proc. uprawnionych do głosowania obywateli.

"Ten wybór wpłynie nie tylko na obecne pokolenie, ale też wiele następnych"

Prezydent Micheil Saakaszwili do końca wierzył w zwycięstwo swojego Zjednoczonego Ruchu Narodowego. Prezydent przyjechał rano do lokalu wyborczego w Tbilisi z żoną i 6-letnim synem. - W decydujących momentach nasz naród zawsze podejmuje słuszną decyzję - zaznaczył. Dodał, że "ten wybór wpłynie nie tylko na obecne pokolenie, ale też wiele następnych". Saakaszwili powiedział też, że jest pewny wysokiej frekwencji.

Lider opozycji pewny wygranej

W lokalu wyborczym był już także Bidzina Iwaniszwili. Lider koalicji Gruzińskie Marzenie powiedział, że "dziś, po raz pierwszy w historii Gruzji, rząd zostanie wymieniony poprzez wybory". - Dostaniemy nie mniej, niż 2/3 miejsc w parlamencie - zapewnił lider opozycji.

Sam miliarder nie skorzystał z konstytucyjnego prawa oddania głosu. Objaśnił to tym, że władze wielokrotnie zmieniały konstytucję w swoim interesie i on nie chce z takiej ustawy zasadniczej korzystać. Miliarder przypomniał sprawę swego gruzińskiego obywatelstwa, którego został pozbawiony, gdy zaczął karierę polityczną w 2011 roku. Sąd nie zgodził się na przywrócenie mu obywatelstwa gruzińskiego, lecz uchwalił poprawkę, która umożliwiła mu udział w wyborach. Wówczas Iwaniszwili zdecydowanie zaprotestował przeciwko psuciu ustawy zasadniczej.

Iwaniszwili przyszedł do lokalu wyborczego wraz z żoną Ekateriną Chwedelidze, która zagłosowała

Wysoka stawka wyborów

Jako prezydent Saakaszwili może panować jeszcze najwyżej pół roku, kiedy kończy się jego druga i ostatnia kadencja. Konstytucja nie zakazuje jednak, by panował dalej jako premier. Dotąd władza w Gruzji należała do prezydenta. Przyjęte w 2010 r. poprawki do konstytucji przemienią od przyszłego roku Gruzję z republiki prezydenckiej w republikę parlamentarną.

Stawką poniedziałkowych wyborów jest więc nie tylko stanowisko premiera, ale rzeczywista władza w Gruzji na najbliższe lata. Saakaszwili, wyniesiony do władzy jesienią 2003 r. w wyniku ulicznej rewolucji, wygrywał dotąd wszystkie wybory bez trudu. W poniedziałek po raz pierwszy będzie musiał naprawdę bronić władzy, którą spróbuje mu odebrać najbogatszy człowiek w Gruzji, Bidzina Iwaniszwili. Od tego, czyja partia wygra w poniedziałek wybory, zależeć będzie, kto zostanie nowym władcą Gruzji, gdy Saakaszwili złoży urząd prezydenta.

Przewaga topnieje

Mimo coraz większej popularności - zwłaszcza w dużych ośrodkach miejskich - opozycyjnej koalicji Gruzińskie Marzenie, partia rządząca Zjednoczony Ruch Narodowy (ZRN) utrzymywała znaczną przewagę jeszcze na początku września. Według przeprowadzonych wówczas sondaży przedwyborczych chciało na nią głosować 37 proc. ankietowanych, podczas gdy na koalicję Gruzińskie Marzenie Iwaniszwilego - jedynie 12 proc. Wyniki badań potwierdzały też istnienie znacznej grupy wyborców niezdecydowanych (43 proc.).Szanse partii rządzącej na zdecydowane zwycięstwo w zbliżających się wyborach parlamentarnych wyraźnie zmalały wraz z ujawnieniem 18 września br. nagrań z więzienia w Tbilisi, pokazujących brutalną przemoc strażników wobec osadzonych.



Na ulice stolicy wylegli demonstranci, domagając się postawienia przed sądem najważniejszych polityków zamieszanych w skandal. Prezydent zdymisjonował ministra spraw wewnętrznych Baczo Achalaię i minister ds. penitencjarnych Chatunę Kalmachelidze, aresztowano też co najmniej 15 osób, lecz zdaniem ekspertów sprawa maltretowania osadzonych może zaszkodzić partii prezydenta Saakaszwilego w wyborach.

Nowy parlament, nowa siedziba

W poniedziałkowych wyborach Gruzini wybierali nowy jednoizbowy parlament. Będzie pracować on w nowej siedzibie - w Kutaisi, drugim co do wielkości po Tbilisi mieście Gruzji.

W trakcie nowej kadencji parlamentarnej w grudniu 2013 wejdzie w życie nowelizacja gruzińskiej konstytucji, która zmienia relacje pomiędzy poszczególnymi gałęziami władzy, przekształcając tamtejszy system polityczny z prezydenckiego w parlamentarno-gabinetowy.W liczącej ok. 4,5 mln mieszkańców Gruzji do głosowania było uprawnionych ponad 3,5 mln osób. Głosowanie zostało też przeprowadzone w 45 lokalach wyborczych w 36 innych państwach.

Wybory do parlamentu Gruzji będą uznane za ważne bez względu na liczbę głosujących. Wyborcy wybierali spośród 2806 kandydatów, w tym 797 kobiet, stanowiących niespełna 30 proc. wszystkich kandydatów. Żadna z głównych partii biorących udział w wyborach nie stosowała parytetu.

Gruzińska ordynacja wyborcza ma charakter mieszany - 73 parlamentarzystów jest wybieranych w jednomandatowych okręgach wyborczych, a 77 z ogólnokrajowych list partyjnych w systemie proporcjonalnym.

Obecne w Tbilisi delegacje OBWE, Rady Europy, NATO i Parlamentu Europejskiego opublikowały w sobotę wspólne oświadczenie, apelując do partii politycznych i ich liderów o powściągliwość i niestosowanie przemocy. "Polityczni liderzy powinni być wyłaniani przez głosowanie, a nie na ulicy" - głosi komunikat.
źródło: TVN24.pl




 

Translate

Blogger news

Blogroll

Most Reading