W Aleppo płonie największy bazar na świecie

sobota, 29 września 2012


W Aleppo, w którym od czwartku trwa ogromna ofensywa sił rebeliantów próbujących przejąć kontrolę nad miastem, płonie średniowieczny bazar Al-Madina - największy na świecie kompleks sklepów i straganów o łącznej długości 13 km. To jedna z najsłynniejszych atrakcji turystycznych na Bliskim Wschodzie. Ogniem zajęte są setki sklepów.

W sobotę rano terenem walk w Aleppo była dzielnica Salahedin, stanowiąca południową bramę do centrum, gdzie wcześniej rebelianci przeprowadzili atak na koszary wojskowe. W ciągu trzech dni w mieście zginęło kilkaset osób, w większości cywili.
Skarb kultury
W sobotę walki przeniosły się do historycznego centrum trzymilionowego miasta, które do tej pory było oszczędzane przez żołnierzy sił rządowych i powstańców.
Nad ranem w wyniku walk na bazarze Al-Madina wybuchł duży pożar. Po prawie 10 godzinach wciąż nie udało się go opanować.
Bazar (suk) powstał w początkach XIV wieku. Od tamtego czasu aż do dziś można na nim znaleźć wysokiej jakości towary z całego Bliskiego Wschodu, a handlujący tam kupcy pochodzą nie tylko z Syrii, ale też Iranu, Iraku, Turcji, Indii, Armenii i Grecji.
Bazar jest częścią Starego Miasta w Aleppo, które zostało wpisane na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO w 1986 r. Łączna długość jego ulic i korytarzy, przy których funkcjonują sklepy wynosi 13 kilometrów, co czyni Al-Madinę największym kompleksem handlowym na Ziemi.
źródło: TVN24.pl

"Warszawa i warszawiacy żyją w mieście widmie"


Warszawa w 1944 roku, gdyby nie było wojny, byłaby światowej klasy metropolią. Na Polach Mokotowskich stałaby świątynia wysoka na 110 metrów, mielibyśmy monumentalną dzielnicę rządową, supernowoczesny dworzec pocztowy z lądowiskiem dla helikopterów. Niestety najpierw hitlerowcy, a potem sowieci pokrzyżowali te plany. Znamy je tylko dzięki dociekliwości warszawskich historyków.

To miało być miasto przyszłości - monumentalne i nowoczesne. Świat nową Warszawę-metropolię miał zobaczyć w 1944 roku. Tamta stolica Polski pozostała jednak widmem planów nigdy nie zrealizowanych.

Jak przyznaje Jarosław Trybuś, autor książki "Warszawa Niezaistniała", Warszawa lat 30. "śniła swoje sny o potędze, które miały się zrealizować w 1944 roku" - w roku, w którym zaplanowano zorganizowanie Powszechnej Wystawy Krajowej. Miała ona ściągnąć do stolicy cztery miliony gości. 

Wielkie inwestycje 

Planowano wówczas wiele inwestycji infrastrukturalnych, m.in. nowy dworzec Centralny, czy lotnisko pasażerskie na Gocławiu.
- Wystawa byłaby zorganizowana na terenach dzisiejszego Stadionu Narodowego. Najpierw projekty były znacznie szersze. Projektowano sztuczne wyspy, dodatkowe mosty. Później projekt był przykrawany do możliwości finansowych - tłumaczył Trybuś. 

Niektóre z zaplanowanych inwestycji dziś zaskoczyłyby niejednego rodowitego Warszawiaka. Te najciekawsze odnaleźć można na wydanej niedawno "Archimapie Warszawy Niezaistniałej 1944". 

Do największej inwestycji międzywojennej Polski, poza budową Gdyni, miała należeć nowa dzielnica rządowa na Polu Mokotowskim. Miały tu powstać najwyższe urzędy państwowe, ambasady, a także główny obiekt dzielnicy, świątynia opatrzności, która miała powstać już w 1791 roku.  

Nawet zaczęto ją budować - w dzisiejszym Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Warszawskiego. Budowę przerwały jednak rozbiory. Nowa, międzywojenna koncepcja Bohdana Pniewskiego zakładała wysoką na 110 metrów wieżę, co czyniłoby świątynię najwyższym budynkiem Warszawy.Do ciekawszych projektów należał również Centralny Dworzec Pocztowy, z pierwszym w stolicy wielopoziomowym parkingiem na 400 aut. Na jego dachu zaplanowano też lądowisko dla pocztowych helikopterów, których wówczas jeszcze nie było. 

Miasto widmo

Zdaniem Trybusia "Warszawa i Warszawiacy żyją w mieście widmie". 

- Nie chcę powiedzieć, że nie ma Warszawy. Chcę tylko powiedzieć, że jest jej więcej, niż się wydaje. I wielu warszawiaków wie o tym, że poza miastem fizycznie istniejącym, jest jeszcze ta warstwa Warszawy nieodbudowanej i nigdy niezbudowanej, choć zaprojektowanej - wyjaśnił.

Ogromny pożar magazynów ze słomą. Strażacy walczą już dobę

Siedemnaście jednostek straży pożarnej gasi pożar hali magazynowej w Bielawie (woj. dolnośląskie). Nie ma informacji o osobach poszkodowanych. Pracę strażakom utrudniało bardzo duże zadymienie. Akcja gaśnicza trwa od 24 godzin. Jak poinformował PAP dyżurny Wojewódzkiego Stanowisko Koordynacji Ratownictwa Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu, w hali o powierzchni kilku tysięcy metrów kwadratowych znajdowały się bele słomy używane najprawdopodobniej do produkcji brykietu.Ogień objął cały budynek, a płomienie wydostają się na dach. "W akcji bierze udział dwadzieścia zastępów straży pożarnej z powiatu dzierżoniowskiego i powiatów ościennych. Strażacy starają się zapobiec rozprzestrzenieniu ognia na sąsiednie zabudowania, gdzie znajdują się m.in. warsztaty samochodowe" - powiedział w piątek po południu dyżurny.
Pracownicy hali opuścili budynek zanim ogień się rozprzestrzenił. Według wstępnych informacji w pożarze nikt nie ucierpiał.
źródło: Kontakt24.pl
źródło i autor filmu: YouTube.com , Krzysztof Bach

Kierowca autokaru przeszedł operację. Dzieci wróciły do domu

czwartek, 27 września 2012


Kierowca polskiego autokaru, który w nocy ze środy na czwartek zderzył się z polską ciężarówką we wschodnich Niemczech, przeszedł operację - poinformował konsul RP w Berlinie Mariusz Skórko. W wypadku zginęły dwie osoby, a 14 zostało lekko rannych.

Według rzecznika prasowego wojewody wielkopolskiego Tomasza Stube wszyscy uczniowie poznańskiego gimnazjum, którzy jechali autokarem do Londynu, wrócili już do Poznania.
Wycieczka do Londynu
Do wypadku doszło na niemieckiej autostradzie A10, niedaleko Poczdamu ok. 25 minut po północy, gdy ciężarówka najechała na autokar. Kabina kierowcy samochodu ciężarowego została zmiażdżona. Dopiero rano udało się wydostać ciała kierowcy i drugiej osoby.
Ofiary śmiertelne to kierowca ciężarówki i jego zmiennik. Obaj byli Polakami, ciężarówka pochodziła z Teresina. Według konsula Skórko ofiary śmiertelne zostały zidentyfikowane, a rodzinom zostanie udzielona pomoc prawna.
Wjechali w autokar

W autokarze, należącym do firmy Witkowski Travel, jechało łącznie 61 osób: 54 uczniów, czterech nauczycieli, pilot i dwóch kierowców.
Jak powiedział tvn24.pl jej właściciel Kamil Witkowski, do wypadku doszło w korku. Pojazd utknął w nim i wtedy w jego tył wbiła się ciężarówka.
Wypadek mógłby się skończyć o wiele tragiczniej, gdyby nie przytomność innych, jadących wtedy autostradą osób. - Dwaj kierowcy ciężarówek będący w bezpośredniej bliskości autokaru, by uniknąć zderzenia z nim, przebili barierki i wjechali na inny pas ruchu - relacjonował na antenie TVN24 dziennikarz Radia Zet w Berlinie, Wojciech Hernes.
 źródło: TVN24.pl

8-latek odnaleziony. Noc spędził w lesie

poniedziałek, 24 września 2012

Odnaleziono 8-latka, który zaginął w niedzielę przed południem w lesie w okolicy Woli Wereszczyńskiej (woj. lubelskie). "Chłopiec jest zziebnięty, trochę przemoczony i wystraszony, ale jest z nim kontakt" - powiedział rzecznik policji we Włodawie Daniel Eustrat.
Dziecka przez wiele godzin szukały dziesiątki policjantów i strażaków, helikopter i przewodnik z psem tropiącym. Informację o zdarzeniu otrzymaliśmy na Kontakt 24 od @Tomasza.
Chłopca odnaleziono około godziny 8 rano w poniedziałek, po blisko 20 godzinach poszukiwań. "Był przy leśnej drodze w odległości około 3 km od miejsca, gdzie ojciec widział go po raz ostatni przed zaginęciem. Dziecko odnalazł leśniczy Poleskiego Parku Narodowego" - dodał Eustrat.

"Gdy zapadła noc położył się pod krzakiem i przespał. Rano wstał i szukał wyjścia z lasu" - poinformował Eustrat.

Trudne poszukiwania

W poniedziałek o godzinie 6.30 rozpoczęło się ponowne przeczesywanie lasu, w którym w niedzielę zaginął 8-latek. Zawieszono je w niedzielę wieczorem, ze względu na trudne warunki. W lesie pozostali jednak policjanci, którzy patrolowali ścieżki na quadach, przez całą noc jeździły też radiowozy.

O godzinie 8 rano do poszukiwań miał dołączyć śmigłowiec, jednak chłopca udało się szczęśliwie odnaleźć - poinformowała Renata Laszczka-Rusek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.

Zaginął na grzybobraniu

Jak poinformowała policja, 8-letni chłopiec oddalił się od ojca w trakcie grzybobrania. Ojciec najpierw próbował szukać syna sam, jednak po nieudanej próbie zawiadomił policję kilka minut po godzinie 12:00.

"W akcji poszukiwawczej uczestniczy około 200 osób: policjanci, strażacy-ochotnicy, strażnicy graniczni, mieszkańcy okolicznych miejscowości. Zaangażowano przewodnika z psem tropiącym, śmigłowiec, samochody Straży Granicznej z kamerami termowizyjnymi" - mówił w poniedziałek wieczorem st. asp. Daniel Eustrat, rzecznik Komendy Powiatowej Policji we Włodawie.

źródło: Kontakt24.pl

Czeska policja namierzyła źródło skażonego alkoholu. Dwie osoby zatrzymane

Znamy już źródło zatrutego alkoholu - poinformował szef czeskiej policji Martin Czerviczek. W związku ze sprawą zatrzymano dwie osoby. Tropy wiodą do kraju zlińskiego na Morawach.

- Policja ma już wiedzę, w jaki sposób zatruty alkohol trafił na czarny rynek - powiedział na konferencji prasowej szef czeskiej policji Martin Czerviczek.
Źródło na Morawach
Nadzorujący śledztwo prokurator kraju zlińskiego Roman Kafka poinformował, że w nocy z soboty na niedzielę zatrzymano na Morawach dwie osoby podejrzane o produkcję metanolu. Policja znalazła też kilkaset litrów trującego alkoholu.
Szef czeskiej policji Martin Czerviczek poinformował, że szacuje się, iż do obrotu trafiło do 15 tys. litrów podrobionych napojów wyskokowych z metanolem.Sprawcy świadomie sporządzili trującą mieszaninę i za pośrednictwem dystrybutora alkoholu ze Zlina wprowadzili ją na rynek - powiedział Kafka. Z informacji prokuratury wynika, że zatrzymani mężczyźni zdawali sobie sprawę, że przygotowywana przez nich mieszanka zagraża życiu ludzi.
Obu postawiono zarzut sprowadzenia zagrożenia powszechnego, za co grozi od 12 do 20 lat więzienia, ewentualnie też nadzwyczajna kara od 20 do 30 lat pozbawienia wolności lub dożywocie.
Robili to dla zysku
Obaj zatrzymani pracowali w firmach używających alkoholu metylowego do wyrobu płynów do spryskiwania szyb. Metanol legalnie kupili od innej firmy, wytwarzając z niego na przełomie sierpnia i września tony trującej substancji. Sprzedali ją dystrybutorowi spirytualiów, a ten domieszał ją do napojów.

Za głównego sprawcę uznano 32-letniego mężczyznę z Ostrawy. Przestępczym procederem chciał poprawić swoją sytuację materialną. Drugi zatrzymany dostarczył niektóre środki do produkcji mieszaniny i pomagał w jej wytwarzaniu.
Skuteczni śledczy
Już w piątek czeska policja informowała, że zespół śledczy sporządził szkic podstawowej struktury siatki sprzedawców i osób dodających do alkoholu trującą substancję oraz że jest na tropie kierownictwa siatki rozprowadzającej alkohol metylowy.Ślady prowadziły przede wszystkim do kraju zlińskiego w południowych Morawach, ale także do kraju morawsko-śląskiego na północnych Morawach. Wykryto magazyn w Opawie na północy Moraw, gdzie znaleziono pięć beczek o pojemności tysiąca litrów każda zawierających podejrzany surowiec, który mógł być używany do produkcji trującego alkoholu.
Najprawdopodobniej właśnie z tego miejsca transportowano alkohol metylowy do nielegalnych rozlewni, a następnie wprowadzano do obrotu.
Z powodu zatrucia skażonym alkoholem zmarło dotychczas w Czechach 25 osób. W następstwie afery od 14 września obowiązuje w Republice Czeskiej całkowity zakaz sprzedaży i wyszynku wysokoprocentowych napojów alkoholowych, a od 21 września także ich eksportu.


źródło: TVN24.pl

"To nowy wirus". Jest podobny do SARS, wywołał globalny alarm

W szpitalu w Wielkiej Brytanii walczy o życie obywatel Kataru, który został zaatakowany przez wirus związany z infekcją SARS - podała w poniedziałek Światowa Organizacja Zdrowia (WHO).

Brytyjskie służby medyczne wydały globalny alert w związku z 49-letnim Katarczykiem, który niedawno podróżował do Arabii Saudyjskiej. Wcześniej w tym roku zmarł tam drugi pacjent zakażony niemal identycznym wirusem.

Wysoki rangą przedstawiciel brytyjskiego ministerstwa zdrowia powiedział, że nie ma na razie szczególnego powodu do niepokoju, ale eksperci kontrolują, czy nie dochodzi do rozprzestrzenienia się wirusa.

Z tej samej rodziny co SARS

Wirus, który znaleziono u pacjenta w Wielkiej Brytanii pochodzi z tej samej rodziny, co infekcja SARS, która w 2002 roku zabiła 800 osób.

- To teraz problem międzynarodowy, bo mamy przypadek w Wielkiej Brytanii i jeden w Arabii Saudyjskiej - powiedział rzecznik WHO Gregory Hartl. - Pacjent z Kataru wciąż żyje, ale jak rozumiemy, jest w stanie krytycznym - dodał.

U mężczyzny wystąpiły problemy z oddychaniem i doszło do uszkodzenia nerek jeszcze podczas pobytu na Bliskim Wschodzie. Później przewieziono go do Londynu, gdzie znajduje się w jednym ze szpitali.

WHO jest w kontakcie z przedstawicielami służby zdrowia w Wielkiej Brytanii, Katarze, Arabii Saudyjskiej i mającym siedzibę w Sztokholmie Europejskim Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC). Na razie nie odnotowano jednak nowych przypadków.

Zabójczy SARS
SARS - zespół ostrej ciężkiej niewydolności oddechowej - pojawił się w Chinach w 2002. Zarażonych zostało wtedy ponad 8 tys. osób na całym świecie, z czego zmarło około 800, zanim udało się go opanować.

Brytyjska Health Protection Agency (HPA) podała, że po przeprowadzeniu testów laboratoryjnych określono zgodność brytyjskiego wirusa z wirusem, który wcześniej w tym roku zabił 60-latka z Arabii Saudyjskiej na poziomie 99,5 proc.

- To nowy wirus, inny niż jakikolwiek wcześniej wykryty u człowieka - poinformowała HPA. Jak podkreślono, nie ma żadnych wskazówek świadczących o tym, że ktoś jeszcze zaraził się odmianą wirusa wykrytą u Katarczyka.

Zdaniem Petera Openshawa z Imperial College w Londynie wspomniane dwa przypadki to jedynie niezwykle rzadkie objawy "generalnie łagodnej infekcji".


źródło: TVN24.pl

8-latek zaginął w lesie. Szuka go helikopter

niedziela, 23 września 2012

Kilkudziesięciu policjantów, helikopter i psy tropiące szukają 8-letniego chłopca, który zaginął w lesie w okolicy Woli Wereszczyńskiej (woj. lubelskie). Przed południem podczas grzybobrania dziecko oddaliło się od ojca. Informację o zdarzeniu otrzymaliśmy na Kontakt 24 od @Tomasza.Jak poinformowała policja, 8-letni chłopiec oddalił się od ojca w trakcie grzybobrania. Ojciec najpierw próbował szukać syna sam, jednak po nieudanej próbie zawiadomił policję kilka minut po godzinie 12:00.

"W akcji poszukiwawczej uczestniczy 46 policjantów, 30 strażaków, rodzina oraz lokalna ludność. Na miejscu są dwa radiowozy straży granicznej z termowizyjnymi kamerami, helikopter z Komendy Głównej Policji oraz psy tropiące" - poinformował st. asp. Daniel Eustrat, rzecznik Komendy Powiatowej Policji we Włodawie.

Jak powiedział rzecznik, do godziny 21 przeszukano już ponad 100 hektarów lasu. Czynności będą prowadzone przez całą noc. Chłopiec jest ubrany w spodnie, kurtkę i czapkę. W razie napotkania chłopca przez przypadkowe osoby policja prosi o kontakt.
źródło: Kontakt 24.pl

Zaprosiła na urodziny 30 tys. osób. Wybuchły zamieszki

sobota, 22 września 2012


16-latka z Holandii omyłkowo zaprosiła na Facebooku 30 tysięcy gości na swoje urodziny. Na imprezę w niewielkim miasteczku Haren przybyło około 3 tysięcy osób. Doszło do zamieszek, "goście" starli się z policją.

Do 18-tysięcznego Haren stawiło się na urodziny około 3 tysięcy młodych ludzi. Holenderskie media informują, że doszło do zamieszek, plądrowania sklepów, niszczenia latarń i znaków drogowych, ktoś podpalił samochód. Sześć osób doznało obrażeń.

Do akcji wkroczyło ok. 600 policjantów z oddziałów prewencji. Zatrzymano co najmniej 20 osób.

Urodzinowe przyjęcie miało być skromną uroczystością, ale solenizantka zapomniała zaznaczyć na Facebooku, że zaproszenie dotyczy tylko grupy najbliższych przyjaciół i sprawy wymknęły się spod kontroli.
źródło: TVN24.pl

Obława na granicy z Niemcami. Porwany radiowóz z bronią

piątek, 21 września 2012

Niemiecka i polska policja poszukują mężczyzny, który obezwładnił policjanta i ukradł niemiecki radiowóz z bronią w środku. Po rozbiciu auta, uciekał pieszo, a następnie porwał kolejny samochód. Do zdarzenia doszło przed południem, 10 km przed przejściem granicznym w Lubieszynie (k.Szczecina) , po stronie niemieckiej.

Niemiecka policja zatrzymała do kontroli trzy volkswageny passaty na zachodniopomorskich rejestracjach. Z aut wysiadło siedmiu mężczyznNagle jeden z nich zaatakował policjanta i odjechał nieoznakowanym radiowozem. W policyjnym aucie była broń. Drugi z napastników odjechał volkswagenem passatem. Pięciu pozostałych Polaków zatrzymano.

Uciekł do lasu

Mężczyzna uciekający radiowozem wjechał w głąb Niemiec. Po rozbiciu policyjnego samochodu uciekał pieszo, następnie porwał kolejny samochód. Trwają poszukiwania z użyciem helikoptera.

Z kolei kierowca volkswagena passata wjechał do Polski przez Dobieszczyn. Tam został zatrzymany przez polską policję. Wiadomo, że jest Polakiem, był już notowany za przestępstwo przeciwko mieniu.

Obecnie na przejściach granicznych w Zachodniopomorskiem wznowiono kontrolę samochodów wjeżdząjących z Niemiec do Polski. Na przejściu granicznym w Lubieszynie jest policja, straż graniczna i antyterroryści.
źródło: TVN24.pl

Można sobie "wystartować swoją kupę". Dokąd dopłynie?

Uwaga miłośnicy smartphone'ów. Powstała specjalna aplikacja umożliwiająca monitorowanie tego, co po naszej wizycie w toalecie trafia do kanalizacji. Pomysł oryginalny, ekstrawagancki i kontrowersyjny. Autor - Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji w Jaworznie.

Na tę konferencję prasową przyszło wyjątkowo dużo dziennikarzy. Każdy z nich chciał bowiem poznać odpowiedź na pytanie: "Gdzie jest moja kupa?".

Prosta sprawa

A zadanie miał ułatwione, dzięki nowej aplikacji na smartphone'y. - Możemy sobie tapnąć i dodać naszą kupę na mapie Jaworzna, i w tym momencie wystartować ją - przekonuje Tomasz Sobieraj, dyrektor artystyczny agencji Netizens.

Od tej chwili naszą kupę możemy śledzić na mapie. Widać trasę, czas przepływu i dystans. Sobieraj przyznaje, że opracowanie aplikacji nie było łatwe. - Kupa, która w tytule jest głównym bohaterem, została zepchnięta na drugi plan. Najważniejszą rolę odgrywa tu kanalizacja - zaznacza.

A chodzi o to, żeby wykazać, jak ważne jest pozbywanie się szamb i podłączanie do kanalizacji miejskiej.
źródło: TVN24.pl

23 cm białego puchu i -5*C na Kasprowym

źródło: TVN Meteo.pl
23 cm śniegu leżą na Kasprowym Wierchu - poinformował w piątek dyżurny obserwator Wysokogórskiego Obserwatorium Meteorologicznego. W Tatrach obowiązuje pierwszy, najniższy stopień zagrożenia lawinowego. Na szczytach termometry wskazują pięć stopni mrozu.W Tatrach obowiązuje pierwszy, najniższy stopień zagrożenia lawinowego. Na szczytach temperatura jest bardzo niska, wynosi -5 st. C. Poza tym w górach panuje słoneczna pogoda, a panorama zaśnieżonych Tatr jest doskonale widoczna z Zakopanego.
Trudne warunki turystyczne
Według informacji Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (TOPR), śnieg w górach leży od wysokości 1100 m n.p.m. Wysokogórskie szlaki pokryły się warstwą białego puchu, a warunki turystyczne znacznie się pogorszyły. Ratownicy odradzają wychodzenie w góry dopóki nie będzie zdecydowanej poprawy pogody.

Umieć się wycofać
Piotr van der Coghen, ratownik górski, radzi na antenie TVN24 wszystkim tym, którzy pomimo załamania pogody będą wybierać się w góry zachowanie szczególnej ostrożności.
- Na śliskim śniegu, którego opady nie daj Boże poprzedzała marznąca mżawka, łatwo jest przewrócić się i dotkliwie potłuc. Zachęcam do zakładania w góry odpowiedniego obuwia, a także korzystania z teleskopowych kijów narciarskich, dzięki którym łatwiej jest utrzymać równowagę - mówi. - Przede wszystkim radzę jednak umieć się wycofać ze szlaku, kiedy pogoda radykalnie się zmieni - dodaje.
Śnieg
W Tatrach w nocy ze środy na czwartek spadł pierwszy śnieg. Na Kasprowym Wierchu leżało 14 cm białego puchu, a w Dolinie Gąsienicowej napadało go 18 cm. Na szczytach gór termometry wskazywały trzy stopnie mrozu.
Śnieg zacznie topnieć
Pierwszy opad śniegu w Tatrach jeszcze nie oznacza, że nadchodzi prawdziwa zima. Kierownik zakopiańskiej stacji meteorologicznej IMGW Michał Furmanek zapowiedział, że od piątku temperatura w górach będzie wzrastać. Ponadto IMGW zapowiada, że pokrywa śnieżna w górach utrzyma się jeszcze przez weekend, a zanikać zacznie w przyszłym tygodniu.
źródło: TVN Meteo.pl

Sąd ogłosił upadłość Amber Gold. Klienci dostaną pieniądze na końcu

czwartek, 20 września 2012

Sąd Rejonowy Gdańsk-Północ ogłosił upadłość likwidacyjną Amber Gold - dowiedziała się TVN CNBC. Ten rodzaj upadłości oznacza, że roszczenia klientów będą zaspokajane na końcu. Najpierw pieniądze dostanie Skarb Państwa.

Jak poinformował rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gdańsku sędzia Tomasz Adamski, sąd ogłosił postanowienie po rozpatrzeniu wniosku osoby fizycznej o ogłoszenie upadłości układowej.Wyjaśnił jednocześnie, że sąd po rozpoznaniu sprawy oddalił wniosek o ogłoszenie upadłości z możliwością zawarcia układu i ogłosił upadłość likwidacyjną.

Jak podał, sporządzenie uzasadnienia postanowienia odroczono na 7 dni (w czwartek sąd ogłosił tylko sentencję orzeczenia).

Nie wiadomo, więc jaka jest wartość ujawnionego i zabezpieczonego majątku upadłej spółki oraz jakie są koszty postępowania upadłościowego.

We wstępnym sprawozdaniu zarządcy przymusowego firmy, który został złożony do sądu jako składniki majątku wymienione zostały m.in.: 11 nieruchomości, 140 aut oraz cztery autobusy, sprzęt IT, meble oraz kruszce i pieniądze zabezpieczone przez prokuraturę.

Nieoficjalnie mówi się, że zarządca przymusowy oszacował majątek Amber Gold na ok. 100 mln zł.
Klienci na końcu
Teraz w AG zostanie ustanowiony syndyk masy upadłościowej, a majątek firmy zostanie wyprzedany.
Jak podkreślał na antenie TVN24 dziennikarz TVN CNBC Rafał Wojda, w pierwszej kolejności syndyk będzie zaspokajał z majątku spółki roszczenia Skarbu Państwa (ZUS-u i skarbówek), potem pokryte zostaną koszty działalności samego syndyka, a następnie zobowiązania AG wobec pracowników. Dopiero w czwartej kolejności mają być realizowane wierzytelności klientów.
Gdyby sąd ogłosił upadłość układową, wyznaczony przez sąd nadzorca (tak jest w przypadku Amber Gold) proponowałby wierzycielom sposób spłaty swoich zobowiązań.
Sąd wezwał już wierzycieli upadłej spółki, aby w terminie trzech miesięcy od daty obwieszczenia o ogłoszeniu upadłości zgłosili swoje wierzytelności w stosunku do upadłego.
Do 18 września do prokuratury dotarło 7200 zawiadomień od osób, które twierdzą, że zostały poszkodowane przez firmę Amber Gold. W sumie ich roszczenia opiewają na ponad 354 mln zł.
ak zauważył w TVN24 Wojda, w przypadku upadłości likwidacyjnej pozwy zbiorowe kierowane przez poszkodowanych wobec spółki tracą rację bytu. - Sąd je umorzy albo zawiesi - powiedział dziennikarz.
Szansę na odzyskanie pieniędzy - jak dodał Wojda - mają wciąż ci, którzy swoje roszczenia zabezpieczyli poprzez ustanowienie hipotek przymusowych na prywatnych nieruchomościach małżeństwa P. W tym tygodniu zrobili tak klienci jednej z krakowskich kancelarii. Problem w tym, że prywatny majątek właściciela AG nie wystarczy na pokrycie wszystkich roszczeń.
Zarzuty i areszt
Amber Gold od 2009 r. kusiła klientów wysokim oprocentowaniem inwestycji - przekraczającym nawet 10 proc. w skali roku, które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. 13 sierpnia Amber Gold ogłosiła decyzję o likwidacji, nie wypłacając ulokowanych środków i odsetek tysiącom klientów firmy.

Prowadząca śledztwo w sprawie Amber Gold gdańska prokuratura okręgowa 17 sierpnia postawiła Marcinowi P. sześć zarzutów. Zarzucono mu m.in. prowadzenie bez zezwolenia działalności bankowej, prowadzenie działalności gospodarczej, polegającej na kupnie i sprzedaży wartości dewizowych bez wpisu do rejestru działalności kantorowej. Zastosowano wobec niego dozór policyjny i wydano zakaz opuszczania kraju
źródło: TVN24.pl


Potępiają karykatury Mahometa, ale pokojowo

środa, 19 września 2012


Muzułmańscy i arabscy przywódcy potępili w środę karykatury proroka Mahometa we francuskim piśmie jako kolejną obrazę swej wiary, lecz jednocześnie zachęcali ludzi do unikania gwałtownych reakcji i do protestowania w sposób pokojowy.

Karykatury, które zamieścił francuski tygodnik satyryczny "Charlie Hebdo", przedstawiają m.in. ortodoksyjnego żyda pchającego wózek inwalidzki z muzułmaninem, mówiących: "Nie wolno sobie drwić". Na górze widnieje napis "Nietykalni 2", będący nawiązaniem do popularnego filmu. Wewnątrz numeru znalazło się kilka karykatur Mahometa, w tym też nagiego.Ich opublikowanie nastąpiło po fali oburzenia i gwałtownych antyzachodnich protestów, które trwają od tygodnia w wielu państwach muzułmańskich w Afryce i Azji w związku z obrażającym muzułmanów filmem, który trafił do internetu.

"Prowokacyjne i oburzające"

Liga Arabska nazwała karykatury "prowokacyjnymi i oburzającymi". Zaznaczyła, że mogą pogorszyć sytuację w świecie islamskim i arabskim. Liga zaapelowała do muzułmanów, którzy poczuli się dotknięci karykaturami, by "używali pokojowych metod do wyrażania swego zdecydowanego oburzenia".

Zdaniem Essama Eriana pełniącego obowiązki szefa utworzonej przez egipskie Bractwo Muzułmańskie  Partii Wolności i Sprawiedliwości, francuski wymiar sprawiedliwości powinien odnieść się do tej sprawy równie zdecydowanie, jak zrobił to w stosunku do magazynu, który opublikował zdjęcia topless księżnej Cambridge - żony księcia Williama.

- Gdy w przypadku Kate (księżnej) chodzi o prywatność, karykatury są obrazą dla ogółu. Wierzenia innych muszą być respektowane - powiedział. Wypowiedział się przeciwko przemocy w protestach muzułmańskich, lecz pokojowe manifestacje uznał za uzasadnione.Rzecznik Bractwa Muzułmańskiego Mahmud Ghozlan z zadowoleniem odniósł się do skrytykowania karykatur przez francuski rząd, lecz uznał, że francuskie sądy powinny tak samo reagować na obrazę islamu, jak odnoszą się do negowania Holokaustu. Za nieuczciwe i nielogiczne uznał, że za negowanie Holokaustu idzie się do więzienia, a za obrazę proroka Mahometa czy islamu wystarczy przeprosić.

"To jeszcze bardziej rozzłości ludzi"

W Libanie czołowy duchowny salaficki Szejk Nabil Rahim wyraził przekonanie, że karykatury mogą spowodować zaostrzenie aktów przemocy. - Oczywiście, to jeszcze bardziej rozzłości ludzi. Zwiększy napięcie, które już jest niebezpiecznie duże - powiedział. Oskarżył osoby, które stoją za publikacją, o prowokowanie starcia cywilizacji zamiast dialogu. Podkreślił, że mimo starań sprawy mogą się wymknąć z rąk i może być więcej ataków na cudzoziemców.

Prestiżowa egipska uczelnia muzułmańska Al-Azhar skrytykowała karykatury jako "ordynarne złośliwości, które w imię wolności promują nienawiść".

W Tunezji, gdzie narodziła się arabska wiosna, umiarkowany ruch islamski Ennahda potępił karykatury jako agresję przeciwko prorokowi Mahometowi. Zaapelował do muzułmanów, by nie dali się złapać w pułapkę zastawioną przez "podejrzane siły, pragnące wykoleić arabską wiosnę i przekształcić to w konflikt z Zachodem" i konflikt między muzułmanami.

W roku 2005 karykatury Mahometa wywołały falę gwałtownych protestów w świecie muzułmańskim, w następstwie czego zginęło co najmniej 50 osób.
źródło: TVN24.pl

Trujący alkochol w Czechach.

niedziela, 16 września 2012

Przez całą noc z piątku na sobotę inspektorzy kontrolowali 7 tys. czeskich sklepów, restauracji, nocnych barów, dworców i hoteli, które po zarządzeniu ministra zdrowia Leosza Hegera, musiały usunąć z półek butelki zawierające co najmniej 20-procentowy alkohol. Sztab kryzysowy w Pradze wprowadził częściową prohibicję w związku z narastającymi przypadkami zatruć alkoholem metylowym.
W wielu czeskich miastach i miasteczkach zapanował chaos. Inspektorzy kontrolowali stacje benzynowe, hotele, wkraczali do nocnych dyskotek i barów. W niektórych sieciach handlowych alkohol sprzedawano nadal po zarządzeniu. W wielu małych restauracjach zawisły kartki z napisami "Prohibicja. Zakaz sprzedaży alkoholu do odwołania".
Prócz wysokoprocentowych alkoholi zakazano również sprzedaży tak popularnych napojów, jak Cinzano czy Campari. Zakaz zaczął obowiązywać nawet na pokładach czeskich samolotów.
W Pradze ludzie reagowali na zarządzenie z mieszanymi uczuciami. - Prohibicja? W XXI wieku? To nie przejdzie - twierdzili goście restauracji Local. Jej właściciel był podobnego zdania. - Nikt z nas nie kupuje przecież alkoholu od kogoś, kogo nie zna - mówił. Za złamanie zarządzenia o prohibicji groziła mu grzywna w wysokości 3 milionów koron. Ze zdumieniem reagowali na zarządzenie także prascy hotelarze. - Czy mamy wchodzić w nocy do pokoi i usuwać z lodówek butelki? - pytali.
"Ludzie i tak będą kupować"
- To potworna głupota - stwierdził w reakcji na zarządzenie sztabu kryzysowego Petr Pavlik, przewodniczący Unii Producentów i Importerów Napojów Alkoholowych. - Ludzie i tak będą kupować alkohol, ale pokątnie. Zyski przejmie czarny rynek, czyli te garażowe rozlewnie, które zamykacie - mówił Pavlik. Zaprotestował także Związek Handlowców i Ruchu Turystycznego.
Media elektroniczne przypomniały, że zysk ze sprzedaży alkoholu jest w Czechach niebagatelny. W ubiegłym roku do budżetu państwa z tytułu samych podatków wpłynęło 6,8 mld koron.
Ogłaszając prohibicję minister zdrowia nie ukrywał jednak, że po dwóch tygodniach walki z nielegalnymi dystrybutorami sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. W Czechach zmarło 19 osób, dziesiątki przebywały w szpitalach.
Co prawda, sztab kryzysowy wprowadził wcześniej częściowy zakaz sprzedaży alkoholu na straganach, w małych sklepach i na targowiskach, ale niewiele to pomogło, chociaż zakup alkoholu zmalał o 50 procent.
Kolejne zachorowania
W czwartek doszło do kolejnego, niepokojącego zjawiska. Zachorował 30-letni mieszkaniec Pragi, który twierdził, że kupił butelkę wódki w centrum, w sklepie sieci handlowej. Do tej pory umierali ludzie w małych wsiach i miasteczkach, którzy zaopatrywali się w alkohol pokątnie albo na targach.
Ministerstwo zdrowia sprowadziło z Norwegii 85 opakowań Fomepizolu - leku, który blokuje toksyczne przemiany w organizmie. Rozesłało lek do krajowych szpitali. Leczenie jednego pacjenta jest jednak drogie i wynosi 6000 euro.

źródło: TVN24.pl

Szybka pożyczka, czyli blef

środa, 12 września 2012


Kto nie chciałby pożyczki od ręki, z niskim oprocentowaniem, bez poręczycieli i dodatkowych ubezpieczeń? Co prawda, oferta taka wzbudza podejrzenia, ale skutki kryzysu gospodarczego utrudniają nie tylko uzyskanie kredytu, ale często też racjonalne myślenie. Ponad stu mieszkańców Podkarpacia uwierzyło w możliwość zdobycia łatwych pieniędzy i niestety, zamiast je dostać - stracili.

Tomasz Kukułka starał się o kwotę 75 tys. złotych na remont domu. Kredytu nie chciał udzielić mu zwykły bank, więc poszedł do placówki "Dobra pożyczka". Agent firmy obiecał mu tani i łatwy kredyt bez poręczycieli. Jedynym warunkiem, jaki miał spełnić, było wpłacenie tzw. opłaty przygotowawczej. W przypadku pana Tomasza zaliczka wyniosła 3 750 zł.
"To jest mój błąd i już"
Po dwóch tygodniach Kukułka dowiedział się, że kredyt dostanie dopiero po udokumentowaniu dodatkowych zabezpieczeń. Nie mógł ich spełnić, więc pieniędzy nie dostał. - Przekonywali mnie tam. Szybko musiałem umowę podpisywać. Ja nawet nie zdążyłem przeczytać najważniejszych punktów. I podpisałem, to jest mój błąd i już - opowiada Kukułka.
Mężczyzna ma jednak nadzieję, że uda mu się pieniądze odzyskać. Jest to jednak bardzo wątpliwe, ponieważ w umowie istnieje zapis, według którego opłata przygotowawcza nie podlega zwrotowi.
Oszukanych jest więcej
W tej chwili Tomasz Kukułka pluje sobie w brodę i mówi o swojej naiwności. Ale ludzi, którzy czują się przez tę samą firmę oszukani, jest więcej - tylko na Podkarpaciu na policję zgłosiło się ponad 140 osób. - Ludzie płacili więcej niż ja. Dawali tysiące, domy pod zastaw. I też nic z tego nie wyszło - stracili wszystko - opowiada pan Tomasz.
- Kwota strat, jakie te osoby poniosły z tytułu nie zwrócenia im opłat przygotowawczych przy kredycie, może sięgać nawet 100 tysięcy złotych. W najbliższym czasie skierujemy do prokuratury wniosek o wszczęcie w tej sprawie śledztwa - powiedział Mariusz Skiba, rzecznik policji w Rzeszowie.
Firma nie poczuwa się do winy
Pracownicy rzeszowskiego oddziału "Dobrej Pożyczki" nie mają wyrzutów sumienia. - To, że są osoby, jakby to nazwać - niekompetentne, które podpisują umowy nie czytając ich, albo myślą, że na wygląd dostaną kwotę 500 tysięcy złotych - to już niestety nie jest moja wina. My jesteśmy tutaj od tego, żeby przedstawiać umowę, pokazać jej warunki. Klient musi się z nimi zapoznać - stwierdził jeden z pracowników "Dobrej Pożyczki".
Szanse są, choć małe
"Dobra pożyczka" co prawda działa legalnie, ale czy jednocześnie moralnie? Wykorzystuje lukę w ustawie o kredycie konsumenckim, który pozwala pobrać opłatę przygotowawczą przed przyznaniem kredytu. Stąd można przypuszczać, że śledztwo, którą prowadzi prokuratura, najprawdopodobniej skończy się umorzeniem sprawy. Klientom, którzy czują się oszukani, pozostanie droga sądowa.
Umowy niezgodne z prawem
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta zna sprawę firmy od 10 lat. Zabezpieczenia stosowane w umowach, które są niemożliwe do spełnienia przez klienta, urząd zaskarżył do sadu konsumenckiego. - Oferowanie konsumentom tych umów, z takimi zapisami, narusza prawo konsumenckie. Badając dalej tę umowę doszliśmy do wniosku, że pomimo wyroku sądowego, firma nie dostosowała się do niego. W umowach nadal stosowane są niektóre zapisy, które mogą naruszać prawa konsumentów - powiedział Roman Jarząbek, dyrektor delegatury UOKiK w Gdańsku.
źródło: TVN24.pl



Stevens szóstym ambasadorem USA zabitym na placówce

Amerykański ambasador w Libii J. Christopher Stevens, zabity przez rozwścieczony tłum w Bengazi, był szóstym w historii ambasadorem USA, który zginął z rąk napastników podczas pełnienia służby. Jak podały amerykańskie władze, do tej pory podczas pełnienia urzędu zginęło siedmiu ambasadorów USA. Pięciu z nich zginęło z rąk zamachowców, dwaj inni zmarli w katastrofach lotniczych.Jak podaje Biuro Historyczne Departamentu Stanu, pięciu dyplomatów zabitych przez napastników to:

Adolph Dubs, ambasador w Afganistanie, zginął w 1979 r.;
Francis E. Meloy Jr., ambasador w Libanie, zginął w 1976 r.;
Rodger P. Davies, ambasador na Cyprze, zginął w 1974 r.;
Cleo A. Noel Jr., ambasador w Sudanie, zginął w 1973 r.;
John Gordon Mein, ambasador w Gwatemali, zginął w 1968 r.;

W katastrofach lotniczych zginęli:
Arnold L. Raphel, ambasador w Pakistanie, zginął w katastrofie w 1988 r.;
Laurence A. Steinhardt, ambasador w Kanadzie, zginął w katastrofie w 1950 r.

Jak zginął Stevens?

Według agencji Associated Press, która powołuje się na libijskie władze, ambasador Christopher Stevens zginął w nocy z wtorku na środę, gdy on i grupa pracowników ambasady przybyli do zaatakowanego konsulatu w celu ewakuowania personelu.

Agencja Reuters pisze, że ambasador i trójka członków personelu ambasady zginęli ostrzelani w samochodzie, którym opuszczali zaatakowany konsulat w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca.

Panarabska telewizja Al-Dżazira podała, że ambasador USA poniósł śmierć z powodu zatrucia się dymem podczas wtorkowego ataku na amerykański konsulat.

źródło: TVN24.pl

Nowy Wygląd Mat Info.pl !

wtorek, 11 września 2012

Po trzech miesiącach nowego Mat Info.pl znów zmieniamy  wygląd. Wygląd zmieniliśmy głównie z powodu zmiany loga , które widzicie na zdjęciu obok. Teraz Mat Info nie jest już szarą , a kolorową stroną internetowa. Myślimy , że spodoba się państwu nowy wygląd naszej strony internetowej , czyli Mat Info.pl !

11 rocznica zamachów na World Trade Center. Pamięć o wydarzeniach uczczono także w Polsce

Dokładnie 11 lat temu dwa porwane przez terrorystów samoloty uderzyły w budynki World Trade Center, a trzeci w gmach Pentagonu. W wyniku ataków zginęło prawie trzy tysiące osób, wśród nich sześcioro Polaków. W miejscu tragedii rodziny ofiar odczytały imiona osób, które zginęły w zamachu.

Rocznicę ataków terrorystycznych na World Trade Center i Pentagon uczczono także w Polsce. Przed pomnikiem Homo Homini w Kielcach odbyły się uroczystości upamiętniające ofiary zamachów terrorystycznych na całym świecie. W parku miniatur w Krajnie odsłonięto repliki budynków WTC.

We wtorek w samo południe strażacy, policjanci, ratownicy medyczni i politycy oddali hołd zamordowanym podczas największych ataków terrorystycznych na świecie. Od 2007 roku władze Kielc są gospodarzem uroczystości organizowanych przed pomnikiem Homo Homini, poświęconym pamięci ofiar zamachów w Nowym Jorku, Biesłanie, Moskwie, Madrycie, Londynie, na Bali i w Bombaju. Uroczystości są też świętem służb ratunkowych, które po ataku na nowojorskie wieże World Trade Center poniosły dotkliwe straty.

W tym roku specjalnym gościem spotkania była konsul generalna USA w Krakowie, Ellen Germain, która dziękowała kielczanom za solidarność z narodem amerykańskim.

Modlitwę w intencji ofiar ataków terrorystycznych poprowadził kanclerz Kurii Diecezji Kieleckiej, ks. dr Andrzej Kaszycki. Następnie przed pomnikiem zostały złożone wieńce. Kieleckie uroczystości zakończyło odegranie amerykańskiej "Ciszy" oraz polskiego utworu "Śpij kolego".

W jedenastą rocznicę ataku na Stany Zjednoczone w parku miniatur w Krajnie odsłonięto repliki wież World Trade Center wybudowane w skali 1:25. Mają one prawie 17 metrów wysokości i stoją tuż obok miniatury Białego Domu z Waszyngtonu.

Podczas serii czterech ataków terrorystycznych, przeprowadzonych 11 września 2001 roku na terytorium Stanów Zjednoczonych na wieże World Trade Center, Pentagon i Kapitol, zginęło niemal 3 tysiące osób. Bardzo duże straty poniosły nowojorskie służby miejskie, głównie straż pożarna i policja - w trakcie akcji ratunkowej poległo ponad 300 funkcjonariuszy.
]źródło: wpolityce.pl

Polskie MSZ: Dwie osoby zginęły, 32 ranne w tym 12 ciężko


W wypadku polskiego autokaru, do którego doszło we wtorek rano pod Miluzą w Alzacji na wschodzie Francji, zginęły 2 osoby, a 32 zostały ranne w tym 12 ciężko - poinformował rzecznik polskiego MSZ Marcin Bosacki. Ranni przebywają w dwóch szpitalach w Miluzie. Jeden z autokarów, który zabierze Polaków do kraju jest już na miejscu. Drugi dotrze około 15. Bosacki powiedział też, że jeden z autokarów, który zabierze Polaków do kraju "lada moment" pojawi się na miejscu, a drugi - przeznaczonych dla tych podróżnych, którzy będą chcieli kontynuować wyjazd - pojawi się w Miluzie wczesnym popołudniem.Autokarem należącym do firmy Albatros podróżowało 68 osób - 65 pasażerów i trzech pracowników biura. Jechali na południe Francji: do Miluzy, Cannes, Tuluzy, Lyonu, Chalon-Sur-Sac, Marsylii, Bolenne i Nicei. Autokar wyruszył z Przemyśla; w Słubicach zabrał pasażerów z całej Polski.

12 osób ciężko rannych

Rzecznik MSZ Marcin Bosacki poinformował na konferencji prasowej, że w wypadku według najnowszych informacji zginęły dwie osoby, 32 zostały ranne, w tym 12 ciężko, a 34 wyszły z wypadku "bez szwanku". Równocześnie dodał jednak, że"nie będzie spekulował, jakie są szanse na przeżycie" osób ciężko rannych.

Rzecznik ministerstwa poinformował też, że do poszkodowanych jedzie kilku pracowników z polskich placówek na terenie Francji i Szwajcarii. - W tej chwili jadą do nich dwie osoby z Paryża, dwie z Berna i jedna z Lille. Za 2-3 godziny poszkodowanymi powinno się opiekować siedmiu naszych pracowników - wyjaśnił.

Sprzeczne doniesienia

Przed godz. 11. na antenie TVN24 konsul RP w Lille Bogdan Bernaczyk-Słoński informował, że akcja ratunkowa zakończyła się po dwóch godzinach. - Ostatnia osoba została wydobyta po godzinie 10. z wnętrza pojazdu przez służby ratunkowe - poinformował.Lokalne władze podawały początkowo, że w ciężkim stanie było osiem osób, ale konsul na antenie TVN24 powiedział, że "lepiej się do tej informacji nie przywiązywać", bo dane dotyczące poważnie rannych mogą się zmienić. Prefekt departamentu Górny Ren (Haut-Rhin) Alain Perret mówił z kolei o sześciu ciężko rannych osobach.

Zmieniały się także dane o osobach zmarłych - pierwsze informacje mówiły o 3 śmiertelnych ofiarach. Tuż przed 11.00 właśnie tę liczbę podał w oficjalnym komunikacie minister transportu Francji, Frederic Cuvillier. Polityk jedzie na miejsce wypadku i dotrze tam około 16.

Miejscowa prokuratura poinformowała o zatrzymaniu polskiego kierowcy, ale pierwsze badanie alkomatem wskazuje, że był trzeźwy.

Przegapił zjazd?

Pierwsze informacje o wypadku pojawiły się we francuskich mediach po godz. 9 rano. Doszło do niego na autostradzie A36 w kierunku Sausheim w Alzacji na wysokości Miluzy (Górny Ren).

Według pasażerów, kierowca prawdopodobnie przegapił zjazd z autostrady, chciał w ostatniej chwili skręcić, autokar się przewrócił na prawy bok.

Według wcześniejszych informacji konsula RP, autokar z polskimi pasażerami jechał z Niemiec do Francji i należał do jednej z "tanich" polskich firm autobusowych. Konsul sprecyzował, że polska placówka jest w kontakcie z lokalną żandarmerią, aby ustalić szczegóły wypadku.Prefektura departamentu Górny Ren uruchomiła już specjalną infolinię, na której można uzyskać dodatkowe informacje na temat wypadku: 03 89 24 90 25.

Infolinie uruchomił też polski MSZ pod warszawskimi numerami: 
22 523 94 4822 523 92 48.
Szybka akcja ratunkowa
Tuż po wypadku na antenie TVN24 Paulina Skarżycka, jedna z pasażerek autokaru mówiła: - Najgorzej czują się osoby, które podróżowały na wyższym pokładzie autokaru.
Jak dodała, w ciągu kilku minut po wypadku na autostradzie pojawiły się służby ratunkowe, a cała akcja przebiega bardzo sprawnie. - W ciągu 3 do 7 minut pojawiły się karetki i straż pożarna. Nie mogliśmy się wydostać przez szybę, ale jakoś nam się udało. Najpierw służby dokonały selekcji na mniej i bardziej rannych. Nie wszystkich jeszcze wyciągnięto z autokaru - podała wtedy.
Wielu pasażerów ma rany głowy. Jedna z kobiet została przygnieciona przez fotel.
Na miejscu ratownicy zorganizowali prowizoryczny "szpital". Najciężej ranni zostali zidentyfikowani i opisanymi w pierwszej diagnozie urazami trafili do karetek. Do szpitali pojechało, według pani Pauliny, od razu "co najmniej dziesięć osób". Kolejne czekały na transport na noszach. Około 25 osób zostało odseparowanych jako tych z minimalnymi obrażeniami.
Kilkanaście osób bez obrażeń
Inna pasażerka mówiła z kolei, że żandarmeria nadzorująca akcję ratunkową na miejscu ma pełną listę pasażerów autokaru i dba o to, by pomocy udzielono wszystkim podróżującym nim osobom.
Dodała, że pasażerowie zostali podzieleni "na kilka grup", a około 15 osób wyszło z wypadku bez obrażeń. Według jej relacji strażacy rozcinali autokar, usuwali część poszycia i wyjmowali jak najwięcej rzeczy z jego wnętrza, by móc go jak najszybciej postawić na koła.
Przedstawicielka prefektury Górnego Renu w rozmowie z tvn24.pl poinformowała, że w akcji ratunkowej uczestniczyło ok. 150 strażaków i ratowników, 70 żandarmów oraz cztery helikoptery. Poszkodowani zostali przetransportowani do szpitali w regionie: Miluzy, Bale, Belfort i szwajcarskiej Bazylei.
źródło: TVN24.PL
 

Translate

Blogger news

Blogroll

Most Reading