Trujący alkochol w Czechach.

niedziela, 16 września 2012

Przez całą noc z piątku na sobotę inspektorzy kontrolowali 7 tys. czeskich sklepów, restauracji, nocnych barów, dworców i hoteli, które po zarządzeniu ministra zdrowia Leosza Hegera, musiały usunąć z półek butelki zawierające co najmniej 20-procentowy alkohol. Sztab kryzysowy w Pradze wprowadził częściową prohibicję w związku z narastającymi przypadkami zatruć alkoholem metylowym.
W wielu czeskich miastach i miasteczkach zapanował chaos. Inspektorzy kontrolowali stacje benzynowe, hotele, wkraczali do nocnych dyskotek i barów. W niektórych sieciach handlowych alkohol sprzedawano nadal po zarządzeniu. W wielu małych restauracjach zawisły kartki z napisami "Prohibicja. Zakaz sprzedaży alkoholu do odwołania".
Prócz wysokoprocentowych alkoholi zakazano również sprzedaży tak popularnych napojów, jak Cinzano czy Campari. Zakaz zaczął obowiązywać nawet na pokładach czeskich samolotów.
W Pradze ludzie reagowali na zarządzenie z mieszanymi uczuciami. - Prohibicja? W XXI wieku? To nie przejdzie - twierdzili goście restauracji Local. Jej właściciel był podobnego zdania. - Nikt z nas nie kupuje przecież alkoholu od kogoś, kogo nie zna - mówił. Za złamanie zarządzenia o prohibicji groziła mu grzywna w wysokości 3 milionów koron. Ze zdumieniem reagowali na zarządzenie także prascy hotelarze. - Czy mamy wchodzić w nocy do pokoi i usuwać z lodówek butelki? - pytali.
"Ludzie i tak będą kupować"
- To potworna głupota - stwierdził w reakcji na zarządzenie sztabu kryzysowego Petr Pavlik, przewodniczący Unii Producentów i Importerów Napojów Alkoholowych. - Ludzie i tak będą kupować alkohol, ale pokątnie. Zyski przejmie czarny rynek, czyli te garażowe rozlewnie, które zamykacie - mówił Pavlik. Zaprotestował także Związek Handlowców i Ruchu Turystycznego.
Media elektroniczne przypomniały, że zysk ze sprzedaży alkoholu jest w Czechach niebagatelny. W ubiegłym roku do budżetu państwa z tytułu samych podatków wpłynęło 6,8 mld koron.
Ogłaszając prohibicję minister zdrowia nie ukrywał jednak, że po dwóch tygodniach walki z nielegalnymi dystrybutorami sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. W Czechach zmarło 19 osób, dziesiątki przebywały w szpitalach.
Co prawda, sztab kryzysowy wprowadził wcześniej częściowy zakaz sprzedaży alkoholu na straganach, w małych sklepach i na targowiskach, ale niewiele to pomogło, chociaż zakup alkoholu zmalał o 50 procent.
Kolejne zachorowania
W czwartek doszło do kolejnego, niepokojącego zjawiska. Zachorował 30-letni mieszkaniec Pragi, który twierdził, że kupił butelkę wódki w centrum, w sklepie sieci handlowej. Do tej pory umierali ludzie w małych wsiach i miasteczkach, którzy zaopatrywali się w alkohol pokątnie albo na targach.
Ministerstwo zdrowia sprowadziło z Norwegii 85 opakowań Fomepizolu - leku, który blokuje toksyczne przemiany w organizmie. Rozesłało lek do krajowych szpitali. Leczenie jednego pacjenta jest jednak drogie i wynosi 6000 euro.

źródło: TVN24.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Translate

Blogger news

Blogroll

Most Reading