"No i co z tego"
W materiale wyemitowanym przez TVN możemy zobaczyć, że na terenie spalarni, która znajduje się tuż nad morzem, składowane są odpady z Heksachlorobenzenem (HCB). Może ona uszkadzać wątrobę i system immunologiczny, a HCB powstaje jako odpad przy procesach chemicznych. Od 40 lat jego stosowanie (wcześniej używano go jako składnik produktów do ochrony roślin) jest zakaze. Substancja została przywieziona z Ukrainy. Jak można wywnioskować z materiału, spalenie takiej ilości HCB zajmie ok. 2 lata.
Krzysztof Pusz, prezes firmy, mówił w telewizji, że nie widzi żadnych uchybień i nie rozumie, dlaczego sprawa wzbudza takie kontrowersje. Prezes uznał, że taki sposób magazynowania szkodliwych odpadów jest właściwy. Na stwierdzenie, że worki są rozszczelnione, Pusz odpowiedział "No i co z tego".
- Faktycznie, otrzymaliśmy 6 tys. ton worków z zawartością HCB. Tyle tylko, że przede wszystkim znajduje się w nich ziemia. Rzeczywiście, jest skażona tym środkiem, ale jest go tylko 1,6 proc. objętości worka. Owszem, część worków była rozszczelniona, ale te w pierwszym rzędzie szły do spalenia - przyznaje na portalu trojmiasto.pl Krzysztof Pusz, prezes Port Service.
Spalarnia zagrożeniem?
Jednak jak zaznacza Beata Dunajewska, radna z Gdańska, przewodnicząca Komisji Spraw Społecznych i Ochrony Zdrowia, trzeba przedyskutować sam sens ulokowania w takim miejscu spalarni.
- Spalanie takich odpadów szkodzi nie tylko mieszkańcom Gdańska - uważa Beata Dunajewska. - Jeśli substancja dostanie się do morza, zatruje wodę. Jeśli na miejscu wybuchnie pożar, trujące opady trafią na duży obszar.
Sprawa bulwersuje także Łukasza Hamadyk z Rady Osiedla Nowy Port.
- Nie dość, że tereny dzielnicy były zatruwane przez Siarkopol, to okazuje się, że od kilklu tygodni w spalarni składowane są tysiące ton rakotwórczych odpadów. To skandal, że urzędnicy pozwolili na coś takiego - uważa Hamadyk.
Co dalej?
Na początku tego roku Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Gdańsku wydał koncesję na przechowywanie 5 tys. ton HCB, które miały być przechowywane w metalowych kontenerach. Liczba jednak przekroczyła 14 tys.
- Liczę, że w najbliższych dni powstanie ekspertyza, która wskaże nam dokładnie, jakie zagrożenie płynie ze spalarni. Jeśli Urząd Marszałkowski czy bezpośrednio WIOŚ nie uczynią żadnego kroku, by zabezpieczyć ładunek, to może czas pomyśleć o pikiecie. Nie może być bowiem tak, że bez żadnych informacji umieszcza się w mieście tak trujące odpady.
A co na to prezydent Gdańska?
Niezależnie od tego Wydział Środowiska Urzędu Miejskiego w Gdańsku, na polecenie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, zwrócił się do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Gdańsku z prośbą o pilne przysłanie informacji z wyników kontroli przeprowadzanych w zakładzie Port-Service. Pismo zostało przesłane dziś (15 maja). Wydział dodatkowo zwrócił w piśmie uwagę na potrzebę bilansowania importowanych odpadów w stosunku do możliwości przerobowych zakładu.
Jednocześnie informujemy, że na mocy poprzedniej ustawy z dnia 30 lipca 2004r.
o międzynarodowym przemieszczaniu odpadów, zezwolenia na import odpadów niebezpiecznych opiniowane były przez samorządy gminne. Niestety od 2007 roku, po zmianie ustawy, tej możliwości gminy zostały pozbawione. Obecnie o taką opinię Główny Inspektor Ochrony Środowiska (organ wydający zezwolenia) występuje do Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska.
W 2006 roku Prezydent Miasta Gdańska, kierując się dobrem mieszkańców, dwukrotnie negatywnie zaopiniował odbiór odpadów do Port-Service z zagranicy. Wówczas na podstawie opinii prezydenta Główny Inspektor Ochrony Środowiska nie wydał zakładowi zgody na import odpadów.
Antoni Pawlak , rzecznik prezydenta Gdańska
Firma Port Service istnieje na rynku od 1957. Część udziałów ma w niej Skarb Państwa, ale większość należy do niemieckiej spółki - matki. W 2000 roku rozpoczęła się modernizacja firmy, dzięki czemu spalarnia jako jedyna w Polsce miała spełniać normy europejskie.
źródło: Moje Miasto - Trójmiasto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz